niedziela, 29 listopada 2015

Trening areobowy vs trening interwałowy




Większość osób chcących pozbyć się zbędnych kilogramów myśląc o treningu, ma na myśli długotrwały trening areobowy. Nie jest to jednak najlepsza możliwa droga,a już na pewno nie jedyna. Rzekoma skuteczność areobów wywodzi się z badań z lat 90 w których to ochotników podzielono na kilka grup, a każda z nich wykonywała ćwiczenia o różnej intensywności i przez różny okres czasu. 
Po przeanalizowaniu wyników zauważono, że największy stopień utleniania tkanki tłuszczowej uzyskała grupa, która wykonywała ćwiczenia na 60 - 65% tętna maksymalnego w czasie 45-60 minut. I oczywiście jest to prawda, największy stopień tak zwanego spalania tkanki tłuszczowej jest PODCZAS takiego treningu.
Słowo podczas jest tutaj kluczowe, w czasie wykonywania takiego treningu organizm czerpie energie z kwasów tłuszczowych, natomiast po jego zakończeniu zaczyna czerpać energie z innych źródeł takich jak węglowodany czy aminokwasy. Ponad to długotrwałe kardio bez odpowiedniej suplementacji może prowadzić do katabolizmu czyli do utraty tkanki mięśniowej. 


Natomiast podczas treningów interwałowych energia pobierana jest z węglowodanów a nie tak jak w przypadku długotrwałego kardio z kwasów tłuszczowych, dzieje się tak ponieważ organizm podczas bardzo dużego wysiłku potrzebuje dostarczyć energie w jak najkrótszym czasie, do czego najlepiej nadają się węglowodany. Co prawda podczas treningu interwałowego nie zużywamy dużej ilości kwasów tłuszczowych ale po jego zakończeniu organizm, który nie potrzebuje już szybko dostarczać energii przełącza się na inne źródła takie jak ciała ketonowe, aminokwasy czy właśnie kwasy tłuszczowe. Ponadto w wyniku wykonywania ćwiczeń interwałowych wzrasta poziom przemiany materii, który utrzymuje się nawet do kilkunastu godzin.

Podsumowując otrzymujemy krótki interwałowy trening który skutkuje zwiększonym poziomem spalania kalorii nawet do kilkunastu godzin i długi monotonny trening areobowy w którym kalorie spalane są tylko podczas trwania treningu.



Dla mnie wybór jest prosty ale decyzja jaki rodzaj aktywności wybierzecie należy do was.
Gocha__

Praca u USA jako "kitchen staff"

Tak jak pisałam we wcześniejszym poście podjęłam decyzję i wyruszyłam samotnie do  USA.
Czy się bałam ? Tak, ale kiedy tylko zostałam sama na lotnisku, strach odszedł. Pomyślałam: "Stało się, na prawdę tam lecisz i dasz sobie rade". Bo tak na prawdę nie było się czego bać, wyobrażałam sobie przeróżne niestworzone historie, bo bałam się podjąć decyzję o wylocie, ponieważ bałam się zmiany.
A zmiana nadeszła i znowu nie miałam się czego bać :)

Do rzeczy.. pierwsze 10 tygodni w Stanach spędziłam pracując. Pracowałam na żydowskim campie dla dzieci.  Można to nazwać koloniami dla dzieci, jednak te polskie, nie mają się co równać z tamtymi. 
Teoretycznie moim stanowiskiem pracy była jadalnia, praktycznie pracowałam również na kuchni i magazynie. Pracy mieliśmy sporo, ponieważ było nas - "kitchen staffu" za mało na taką ilość dzieciaków. Było nas dziewięcioro + szef kuchni i dwie menedżerki.
Co należało do moich obowiązków? Zapytałabym raczej co nie należało? :P 
A więc tak musiałam: przygotować jadalnie na czas posiłków, nakryć stoły, przygotować wodę do picia. W trakcie posiłków zajmowałam się całym serwisem, przynosiłam wszystkie potrawy i dbałam o to, aby niczego nie brakło. Po posiłku trzeba było posprzątać całą jadalnie. Uzupełnić snack bary i cofe bary. Następnie uzupełniałyśmy wszystko na kolejny posiłek np. płatki do mleka itp. Kiedy była dostawa towaru, trzeba było go również rozpakować, więc to czego używałam na jadalni, również musiałam rozpakować. Na tym moje obowiązki powinny się skończyć. Jednak tak jak powiedziałam było nas za mało, czasem zostawaliśmy w siedem osób, ponieważ reszta miała dzień wolny, więc trzeba było również pracować na kuchni. Tam zajmowałam się wszystkim co mi wpadło w ręce, od przygotowywania deserów, po krojenie warzyw, robienie sałatek, krojenie mięsa, pomaganie na zmywaku itp. 
Pracy było sporo, ale po to tam przyjechałam więc nie zamierzałam narzekać. Jestem osobą, która zawsze znajdzie sobie zajęcie, a źle się czuję stojąc w miejscu więc tam nie mogłam narzekać na nudę w pracy.
Dzięki temu miałam możliwość zobaczyć jak przygotowuje się typowo izraelskie potrawy ( camp żydowski ) oraz te typowo amerykańskie. Kilka rzeczy mnie zaszokowało a kilka pomysłów przywiozłam do Polski. :) Jak to mówią, człowiek uczy się całe życie.

Co było najważniejsze?  To że pracowałam ze wspaniałymi ludźmi. Można powiedzieć, że mieliśmy mieszankę kulturową  : Polska, Meksyk, Ekwador, Turcja, Ukraina, Izrael, USA, Tyle różnych kultur i różnych wspaniałych ludzi pracowało ze sobą na kuchni. Inne stanowiska na campie zajmowały również osoby z UK czy Australii, więc było nas na prawdę sporo. Całego staffu było ponad 100 osób. 
Wszyscy razem stworzyliśmy wspólną społeczność. Ja zdobyłam nowych przyjaciół, poznałam różne kultury i otworzyłam się na to co nowe. I może to brzmi dość szablonowo, ale uwierzcie mi trzeba to przeżyć.

Gocha__

sobota, 21 listopada 2015

O odwadze, podejmowaniu decyzji i marzeniach..

Tak jak mówiłam, chciałabym poruszać na blogu kwestie związane z podróżowaniem i móc podzielić się z Wami kolejną pasją, którą niedawno odkryłam.
Dziś będzie nieco o odwadze, podejmowaniu decyzji i marzeniach ! Czyli tematy z którymi każdy może się utożsamiać i wybierać z nich to co pasuję do każdego indywidualnie, bo przecież każdy z nas jest inny i wyjątkowy.

Nigdy nie myślałam, że będę kiedykolwiek w USA, tym bardziej nie myślałam, że będę mogła tam pracować, a już na pewno nie myślałam, że kiedykolwiek wsiądę sama do samolotu i wyruszę SAMA do kraju, którego nie znam, w którym nie znam nikogo i będę musiała sobie tam jakoś poradzić.
Ale w moim życiu pojawiły się nowe możliwości i to ode mnie zależało czy mimo strachu je wykorzystam.
Mój P. przypadkiem dowiedział się o programie dla studentów, który daje możliwość pracy w USA oraz zwiedzania tego kraju. Przyszedł i oznajmił mi, że leci do Stanów i że jeżeli chce to też mogę. 
W jego wypadku podjęcie decyzji trwało może 5 sekund, nie wahał się, po prostu zdecydował. To było jego marzenie od dziecka i mimo, że nie miał pewności, że akurat jego wybiorą w programie, to on wiedział, że to się stanie !
Ze mną było inaczej, nie jestem tak spontaniczna jak mój P. i po prostu się bałam, bardzo chciałam się tam znaleźć jednak strach mnie paraliżował i widziałam same czarne scenariusze. 
Pewnie nie zastanawiałabym się tyle, jeżeli miałabym pewność, że będę pracować razem z moim P., ale niestety od początku wiadomo było, że są na to nikłe szanse. Stąd moje obawy.. po prostu bałam się, że sobie nie poradzę sama. 
I czasem z przypływem motywacji mówiłam: " ok, ja też jadę", tak czasem myślałam: "serio w to wierzysz??"

Cały proces podejmowania decyzji był u mnie bardzo burzliwy, pisałam sobie za i przeciw, analizowałam wszystko, aż w końcu musiałam coś zdecydować.
I przyszedł taki moment kiedy powiedziałam sama do siebie: "Nie dam rady, po prostu się boje. Nie jadę, ale Ty jedź, spełnij swoje marzenie". I zrobiło mi się strasznie smutno, czułam jak bym coś właśnie straciła. Przypomniałam sobie książkę którą w tamtym okresie czytałam, która mówiła o odwadze, jak ludzie żyją w swoim własnym więzieniu, które sami sobie tworzą i boją się wyjść po za tą klatkę i doświadczyć czegoś nowego, przypomniałam sobie również filmik motywacyjny, który mówił o wychodzeniu po za sferę swojego komfortu, aby się rozwijać i nie stać w miejscu, aby doświadczać życia, cieszyć się nim, a nie po prostu je przeżyć
I pamiętam ten moment do dziś jak ponownie wzięłam tą książkę do ręki, ponownie włączyłam ten filmik motywacyjny, rozpłakałam się i mimo ogromnego strachu podjęłam decyzję: "Jadę". Zadzwoniłam do mojego P. i mu to oznajmiłam, po czym oznajmiłam mojej rodzinie: "Jadę do Ameryki". Nie uwierzyli, wręcz twierdzili: nie uda Ci się, nie dostaniesz wizy.. ale mój P. powiedział, że nam się uda, że nie ma innej opcji tylko też muszę tego chcieć i to do siebie przyciągać w swoich myślach. 
Starałam się to robić ! Mój P. dostał pracę już w grudniu, ja w lutym dalej jej nie miałam i nadeszła chwila, żeby wziąć sprawy w swoje ręce. Raz do roku pracodawcy przyjeżdżają do Polski i w ten sposób można również zostać zatrudnionym. Pojechałam kilka godzin wcześniej, przygotowałam co powiem, stałam pierwsza w kolejce do wejścia na sale, ale co najważniejsze powiedziałam sobie, że dziś dostanę pracę a strach towarzyszący mi wcale mi w tym nie przeszkodzi!  Byłam tak zmotywowana i zdeterminowana, że nie mogło się nie udać. Pierwszy pracodawca z którym rozmawiałam zatrudnił mnie. I mimo, że nie udało nam się pracować razem, to od mojego P. dzieliła mnie jedynie godzina drogi, i czekałam na niego jedynie 3 dni po skończeniu mojej pracy, więc nie było tak źle jak to sobie wyobrażałam :)

Drogą podsumowania.. nie pozwól, żeby strach Cie sparaliżował, otwórz się na nowe możliwości, czerp radość z życia i nie bój się nowego ! Strach, był i będzie, ale odważ się żyć, niech strach będzie Twoim sprzymierzeńcem i nie bój się podjąć decyzję. Po prostu spełniaj marzenia !

Gocha__

wtorek, 17 listopada 2015

Bułki z mąki orkiszowej.

Dziś będzie niespodzianka :) Razem z moim chłopakiem postanowiłam otworzyć kanał na youtube: Deadlift .
Pierwszy filmik właśnie z przepisem na bułki z mąki orkiszowej.
Wiem, że wielu z Was nie wyobraża sobie diety bez pieczywa, dlatego  przedstawię Wam alternatywę  dla pieczywa sklepowego, w którym nie koniecznie wiadomo co dokładnie się znajduje.
Obecnie staram się unikać pieczywa, ale czasem najdzie mnie ochota na taką pyszną bułeczkę, dlatego dziś będzie przepis na bułki z mąki orkiszowej.

Składniki :

  • 3 szklanki mąki orkiszowej pełnoziarnistej
  • 30 gram droższy
  • 2 żółtka
  • 3 łyżki cukru trzcinowego
  • szczypta soli
  • 80 gram masła
  • 1 szklanka mleka

Przygotowanie:

  1. Roztapiamy masło w garnku i zostawiamy do ostygnięcia.
  2. Podgrzewamy mleko tak aby było ciepłe ( nie gorące ! )
  3. Do miski wlewamy mleko, dodajemy drożdże, łyżkę cukru i łyżkę mąki. Wszystko dokładnie mieszamy. Przykrywamy ściereczką i odkładamy w ciepłe miejsce do wyrośnięcia.
  4. Gdy zaczyn podwoi swoją objętość, dodajemy żółtka, resztę cukru, szczyptę soli i przesianą mąkę. Wyrabiamy ciasto do połączenia się składników ok. 5 minut.
  5. Następnie dodajemy wcześniej rozpuszczone masło i ponownie wyrabiamy ciasto ok 2-3 minuty. Ponownie przykrywamy ściereczką i odstawiamy do wyrośnięcia na 25-30 minut.
  6. Posypujemy stolnicę mąką, formujemy bułki i przykrywamy je do wyrośnięcia.
  7. Nastawiamy piekarnik na 160 stopni
  8. Na papier do pieczenia układamy bułki i wstawiamy do nagrzanego piekarnika. Pieczemy ok 25 minut.
Jeżeli jesteś wzrokowcem i chcesz robić bułki równo ze mną, to zapraszam na nasz kanał:



Wartość odżywcza ( na 100 gram ) :

  • kcal : 342,9
  • białko: 11,1
  • węglowodany: 42
  • tłuszcze: 14,5


sobota, 7 listopada 2015

Bezglutenowe czekoladowe babeczki.

Ostatnio w mojej diecie ograniczam gluten, ponieważ co jak co ale nie jest on przyjacielem moich jelit.. 
Jaki jest Wasz stosunek do glutenu? Jecie ? Unikacie? :)


Tak czy siak wpadł mi nowy przepis w ręce, na babeczki bezglutenowe i w dodatku czekoladowe ! :)
Czego chcieć więcej ?! :)
Tak więc wypróbowałam i nie wiem czy nie zrobię za chwilkę drugiej blachy, bo nie chwaląc się wyszły pyszne :)
Jeśli chodzi o składniki, to nie ma w nich nic niezdrowego, same bogactwa natury, niestety przez to nie są niskokaloryczne ale nie jest też z nimi tak źle, ważne że dostarczają samych cennych składników odżywczych :)

Składniki :
  • 1 duży banan
  • 140 g jogurtu naturalnego
  • 150 g zmielonych migdałów
  • 140 g miodu ( ok. 4 łyżki )
  • 1 jajko
  • 40 g mąki ryżowej ( ok. 2 łyżki )
  • 1 łyżeczka sody oczyszczonej
  • 17 g kakao ( ok. 2 łyżki )
  • 30 g wiórków kokosowych ( ok. 4 łyżki )
  • 30 g orzechów włoskich ( ok. 4 łyżki )
  • 50 g gorzkiej czekolady
Przygotowanie:
  1. W jednej misce dokładnie rozgnieść widelcem banana i połączyć z jogurtem naturalnym. Następnie dodać miód, jajko i wszystko razem dokładnie wymieszać.
  2. W drugiej misce dokładnie wszystkie suche składniki : mielone migdały, mąkę ryżową, sodę, kakao, wiórki kokosowe i posiekane orzechy.
  3. Do suchych składników dodać mokre i powoli mieszać widelcem do połączenia się składników. Ciasto wykładać do foremek na babeczki.
  4. Posiekać gorzką czekoladę i posypać wierzch babeczek.
  5. Piec 25 minut w 175 stopniach C
Z wyżej wymienionych składników wyszło mi 16 babeczek :)

Wartość kaloryczna na jedną babeczkę to :
  • 152 kcal w tym :
  • 3,8 białka
  • 13,8 węglowodanów
  • 9 tłuszczy
Smacznego !