niedziela, 29 listopada 2015

Praca u USA jako "kitchen staff"

Tak jak pisałam we wcześniejszym poście podjęłam decyzję i wyruszyłam samotnie do  USA.
Czy się bałam ? Tak, ale kiedy tylko zostałam sama na lotnisku, strach odszedł. Pomyślałam: "Stało się, na prawdę tam lecisz i dasz sobie rade". Bo tak na prawdę nie było się czego bać, wyobrażałam sobie przeróżne niestworzone historie, bo bałam się podjąć decyzję o wylocie, ponieważ bałam się zmiany.
A zmiana nadeszła i znowu nie miałam się czego bać :)

Do rzeczy.. pierwsze 10 tygodni w Stanach spędziłam pracując. Pracowałam na żydowskim campie dla dzieci.  Można to nazwać koloniami dla dzieci, jednak te polskie, nie mają się co równać z tamtymi. 
Teoretycznie moim stanowiskiem pracy była jadalnia, praktycznie pracowałam również na kuchni i magazynie. Pracy mieliśmy sporo, ponieważ było nas - "kitchen staffu" za mało na taką ilość dzieciaków. Było nas dziewięcioro + szef kuchni i dwie menedżerki.
Co należało do moich obowiązków? Zapytałabym raczej co nie należało? :P 
A więc tak musiałam: przygotować jadalnie na czas posiłków, nakryć stoły, przygotować wodę do picia. W trakcie posiłków zajmowałam się całym serwisem, przynosiłam wszystkie potrawy i dbałam o to, aby niczego nie brakło. Po posiłku trzeba było posprzątać całą jadalnie. Uzupełnić snack bary i cofe bary. Następnie uzupełniałyśmy wszystko na kolejny posiłek np. płatki do mleka itp. Kiedy była dostawa towaru, trzeba było go również rozpakować, więc to czego używałam na jadalni, również musiałam rozpakować. Na tym moje obowiązki powinny się skończyć. Jednak tak jak powiedziałam było nas za mało, czasem zostawaliśmy w siedem osób, ponieważ reszta miała dzień wolny, więc trzeba było również pracować na kuchni. Tam zajmowałam się wszystkim co mi wpadło w ręce, od przygotowywania deserów, po krojenie warzyw, robienie sałatek, krojenie mięsa, pomaganie na zmywaku itp. 
Pracy było sporo, ale po to tam przyjechałam więc nie zamierzałam narzekać. Jestem osobą, która zawsze znajdzie sobie zajęcie, a źle się czuję stojąc w miejscu więc tam nie mogłam narzekać na nudę w pracy.
Dzięki temu miałam możliwość zobaczyć jak przygotowuje się typowo izraelskie potrawy ( camp żydowski ) oraz te typowo amerykańskie. Kilka rzeczy mnie zaszokowało a kilka pomysłów przywiozłam do Polski. :) Jak to mówią, człowiek uczy się całe życie.

Co było najważniejsze?  To że pracowałam ze wspaniałymi ludźmi. Można powiedzieć, że mieliśmy mieszankę kulturową  : Polska, Meksyk, Ekwador, Turcja, Ukraina, Izrael, USA, Tyle różnych kultur i różnych wspaniałych ludzi pracowało ze sobą na kuchni. Inne stanowiska na campie zajmowały również osoby z UK czy Australii, więc było nas na prawdę sporo. Całego staffu było ponad 100 osób. 
Wszyscy razem stworzyliśmy wspólną społeczność. Ja zdobyłam nowych przyjaciół, poznałam różne kultury i otworzyłam się na to co nowe. I może to brzmi dość szablonowo, ale uwierzcie mi trzeba to przeżyć.

Gocha__

2 komentarze:

  1. Wszystko co napisałaś jest b. ważnie. Natomiast mnie bardzo interesuje jak pozostać fit bazując na kuchni amerykańskiej przez te 3 miesiące? Czy jest jakieś prawdziwe i smaczne jedzenie w sklepach i w jakich cenach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, że tak późno Ci odp, ale nie wiem jakim cudem nie dostałam powiadomienia o Twoim komenatarzu ;/
      Co do Twojego pytania, to powiedziałabym " dla chcącego nic trudnego" :D
      My na campie nakładaliśmy sobie to co chcieliśmy :) Więc można było zjeść jakąś bombę kaloryczną lub wybrać coś łagodniejszego :)
      Początkowo chciałam spróbować wszystkiego :) później wybierałam już te zdrowsze wersje ponieważ lepiej się po nich czułam. Jeśli chodzi odżywianie podczas zwiedzania.. to tutaj niestety fast foody były na porządku dziennym, ponieważ takie jedzonko jest tam najtańsze, a nam zależało żeby zwiedzić jak najwięcej :) Więc miałam miesiąc "śmieciowego" jedzenia :D

      Usuń